poniedziałek, 2 czerwca 2014

CHAPTER 4. "JUST PERFECT"

TORI P.O.V.

- I wtedy powiedział: „Nie jesteś jedyny”. Nie jestem jedynym Brytyjczykiem w szkole!! Możesz w to uwierzyć?! – Harry mówi entuzjastycznie. Uśmiecham się i wiążę włosy w kucyk.


- Cieszę się, że miałeś dobry dzień.
Miałam rację.
Dołączył do popularnej grupy. Non-stop gadał o tym, jak niesamowity był jego dzień. Że dostał numery telefonów od paru dziewczyn, że przesyłały mu buziaki i szły za nim do łazienki. Albo do toalety, jak on by to powiedział.
Wiedziałam, że tak może się stać. Jest wielką sensacją w szkole. Kiedy zobaczył mnie po szkole, czekającą na niego, zaczął uśmiechać się jak świr. Podbiegł i zaczął opowiadać każdy szczegół.
Słyszałam, że Louis Tomlinson podszedł do niego, aby się przywitać. To bardzo dobrze. Jestem zadowolona, że ten rok będzie dla niego idealny.
- I wtedy w sali od biologii zrobiliśmy bitwę wodną, ale nie daliśmy się złapać. Zaczęliśmy wrzeszczeć na siebie, kiedy tak bardzo się śmialiśmy. Liam i Zayn musieli posprzątać cały ten bajzel. Niall powiedział: „Harry kontynuował, ja stopowałem to. ”

Co? Harry poznał ich wszystkich?! Myślałam, że tylko Louisa. Naprawdę nie będę zwracać uwagi na nic, co mówi teraz. To niewiarygodne.
Zazwyczaj ta „grupa”, jak lubię ich nazywać, nigdy nie chciała, aby ktoś do nich dołączał. Myślę, że Harry jest po prostu tym, kogo szukali. Teraz zgaduję, że to Louis, Niall, Liam, Zayn, Perrie, Danielle, Eleanor, Taylor, Nick, Lilly, Dena, Megan i Harry. 
- Tori. Tori, słuchasz mnie? – Harry macha mi przed twarzą.


- Och, uch, tak, przepraszam. – bełkoczę.
- W porządku. – otwiera drzwi do domu, używając kluczy, które dała mu je moja mama. Ściąga buty i biegnie do łazienki. Śmieję się i zdejmuję buty oraz rzucam torbę na podłogę. Biegnę do mojego pokoju i rzucam się na łóżko.
Szukam mojego dziennika i znajduję go.

Droga Ja,

Dziś był pierwszy dzień Harry’ego. Selena i Ashleigh nie wierzyły mi, kiedy powiedziałam, że był moim studentem z wymiany. Powiedziały, że taki chłopak nie przebywałby wokół dziewczyn takich, jak „my”. Przypomniałam jej o Nick’u, ale ona powiedziała, że to było „co innego”. Harry powiedział, że zaprzyjaźnił się z tą grupą i jestem z tego powodu szczęśliwa. Ale chcę, aby coś dobrego przytrafiło się też mnie. Trzymam kciuki.

Zamykam notes i wkładam go spowtorem pod materac. Podchodzę do drzwi i otwieram je. Wyglądam na zewnątrz i upewniam się, że Harry’ego nie ma w zasięgu wzroku. Domyślam się, że wciąż jest w łazience. Co on tam robi? Chyba wolę nie wiedzieć...
Wymykam się z mojego pokoju i wychodzę do ogrodu.
Po prostu potrzebuję świeżego powietrza i przestrzeni, aby pomyśleć. Rozglądam się wokół i widzę coś w oddali, pomiędzy drzewami.
Moja mama i ja zawiesiłyśmy hamak w ogrodzie zeszłego lata. Tak naprawdę to nigdy go nie używałam, ale mogłabym zacząć od teraz. Podchodzę do niego i kładę się, kołysząc w tył i w przód. Poprawiam się, upewniając, że nie spadnę. Kołyszę się na boki, a wiatr mi w tym trochę pomaga.
Zamykam oczy.
Po zakończeniu roku wyprowadzam się od mamy. Te lata tak szybko minęły. Nawet nie wiem, kim chcę zostać. Może adwokat, nauczyciel, artysta, lekarz, policjant, kucharz, pielęgniarka, chirurg albo doradca. Nie wiem. Wydają się nudne. Wszyscy mówią, że chcieliby taki zawód. A ja naprawdę po prostu nie wiem.
Moja mama jest lekarzem. Więc nie sądzę, abym chciała mieć taką samą pracę jak ona. Plus, nie chciałabym codziennie widzieć krwi.
Mój tata był barmanem, do swoich późnych lat dwudziestych. Ale myślę, że w moich uszach dzwoniłoby cały czas, gdybym tam pracowała.
Cholera, nie wiem nawet, gdzie chcę wyjechać... Ten rok nawet się jeszcze nie skończył, a ja już o tym myślę.
Zawsze wyobrażałam sobie ostatni rok ze mną, całą ubraną na różowo, pomalowaną, z grupą ludzi za mną, a wiatr rozwiewa mi włosy. Szlibyśmy dumnie korytarzem z ludźmi patrzącymi na nas z szeroko otwartymi buziami.
Szkoda, że filmy nie są prawdziwe.
Pamiętam, jak mówiłam mamie, że będę królową balu absolwentów. Te plany bardzo się zmieniły.
Zawsze wiedziałam, że to, co chciałabym, aby się wydarzyło, nigdy nie stanie. Ale zawsze była jedna rzecz, o którą proszę codziennie od sześciu lat.
Jeden dobry rok w szkole. I zachowałam go na ostatnią klasę.

Każdy poprzedni rok szkolny był koszmarny. To nie tak, że mam dwa tysiące znajomych na Faceoook’u, jak większość ludzi. Mam więcej niż dwieście. To całkiem nieźle jak na mnie.
Czuję, że hamak trzęsie się i przewraca. Odwracam się w powietrzu i padam twarzą na ziemię. Szybko otwieram oczy.
- Ałłł!
Słyszę śmiech.
Odwracam swoje ciało na ziemi i widzę chłopaka w kręconych włosach, umierającego ze śmiechu.
- To było zabawne! – trzyma się na swój bok i wyciera łzy z twarzy.
- To bolało! – krzyczę na niego wstając. Bierze mnie za dłoń i podnosi do góry.
Otrzepuję swoje ubrania i pozbywam z nich brudu.
- Dlaczego wyszłaś na zewnątrz? Wszędzie cię szukałem. – mówi, samemu siadając na hamaku.
Usiadłam obok niego, powoli ruszając hamakiem.
- Myślałam o... studiach.
- Och. – mamrocze, kładąc się na plecach. – Studia.
- Taak, gdzie chciałbyś pójść?
Zamyka oczy.
- Nie jestem jeszcze pewien. Na pewno gdzieś w Anglii.
Kiwam głową, ale uświadamiam sobie, że mnie nie widzi. Kładę się obok niego.
- Kim chciałbyś być? – pytam go, patrząc na niebo.
- Może adwokatem albo socjologiem. Coś takiego. – rozszerzam oczy.
- Nie mogę sobie ciebie wyobrazić, jako adwokata.
- Ja też. – otwiera oczy. 
Lekko się śmieję i odwracam w jego stronę.
Nasze twarze są jakieś trzy cale od siebie. On zaczyna powoli pochylać się. Nie wiem, co robić. Moje ciało przejmuje nade mną kontrolę i również się pochylam. Jestem tak blisko niego, mogę poczuć jego oddech na swoich ustach. Zamykam oczy...

- TORI, HARRY, WRÓCIŁAM, CHODŹCIE NA OBIAD!

Otwieram szybko oczy i odskakuję do tyłu prawie spadając z hamaka. On robi to samo. Moja cudowne-wyczucie-czasu mama widzi nas przez okno i macha. Też jej macham i patrzę na Harry’ego, moja twarz robi się czerwona. Wygląda tak samo, jak ja.
Daje mi spojrzenie typu „nic nie zrobiłem” i zaczynamy iść do środka.
Co się właśnie stało? Albo co się prawie stało?
Wchodzę do domu i słyszę Harry’ego zamykającego za mną.
- Jak było w szkole?
- Było w porządku. – mówię szurając stopami.
- Wspaniale. Poznałem kilku nowych ludzi. – mówi Harry, zajmując miejsce przy kuchennym stole.
Siadam naprzeciw Harry’ego, a moja mama siada na końcu.
- Cóż, to dobrze!
Chłopak bierze jedzenie i zaczyna pożerać je łapczywie. Patrzę na jedzenie i co dziś mamy. Spaghetti.
Zakręcam makaron na widelec i wkładam je do ust, żując.
Siedzimy w ciszy, kiedy jemy.

***

Harry P.O.V.

Naprawdę nie myślałem, że cokolwiek się stanie. Po prostu poczułem przypływ odwagi, aby ją pocałować. Dobrze, że tego nie zrobiliśmy. Kto wie, co mogłoby się wydarzyć. Znam ją dopiero od kilku dni, a czuję, jakbyśmy znali się całe życie, nie wiem, dlaczego.
Leżę na swoim łóżku gapiąc się na ciemny sufit nade mną.
Powinienem pójść to naprawić. Sprawić, aby było tak, jak wcześniej, ponieważ niezręczne patrzenie się było naprawdę niewygodne.
Zmuszam się do wstania i powoli zmierzam ku pokoju Tori. Pukam do drzwi, mając nadzieję, że jeszcze nie śpi.
- Tori... – szepczę. Słyszę dźwięk dochodzący z łóżka i widzę postać w pozycji siedzącej.
- Taak... H-Harry? To ty?
Jej włosy są w lekkim nieładzie i brzmi na zmęczoną. Podchodzę do niej i siadam na krawędzi łóżka.
- Tak, to ja.
Co tam? - krzyżuje nogi i kładzie swoje dłonie na kolanach.
- Musimy porozmawiać o tym, co się dzisiaj stało...
Kiwa głową, dając znak, abym kontynuował.
- Po prostu nie chcę, aby to, co się stało, wpłynęło na cokolw-
- Hej, popatrz. Jest w porządku. Mam jutro wielki sprawdzian i nie chcę go oblać.
-Branoc Toria. – Wstaję i wychodzę. Zamykam jej drzwi i wracam do swojego pokoju. Spowrotem kładę się do łóżka.


Naprawdę mam nadzieję, że nie będzie znowu tak dziwnie. Naprawdę lubię Tori, ale nie w takim sensie...

...jeszcze. 

_____________________________________________________________

PRAWIE SIĘ POCAŁOWALI!!!! asdefngslergkmjnfdijkmnrgjfhdijck, nie wierzę! <3
A to "jeszcze" na końcu?! umarłam. :D



czwartek, 29 maja 2014

CHAPTER 3. "First Day"


Harry P.O.V.

Ziewam i czuję ogarniający mnie strach. Dzisiaj muszę iść do Amerykańskiej szkoły. Przełykam ślinę.
Byłem już w kilku szkołach, ale ta jest zupełnie inna. Nikt mnie nie zna. Ja nikogo nie znam, prócz Tori...
Zastanawiam się, jaki okaże się być ten dzień. To będzie okropne. Ludzie będą wytykać mnie palcami, bo „mówi z brytyjskim akcentem”. Będą mówić te wszystkie raniące słowa. Już tęsknię za Holmes Chapel.
Leżę pod kołdrą. Nie wyjdę z tego łóżka. Zostaję w pokoju. Będę tutaj po prostu leżał przez cały dzień. 
Zamykam oczy i udaję, że śpię. Słyszę, jak ktoś puka do drzwi, a potem otwiera je. Wstrzymuję oddech.
- Harry.
Nie ruszam się i staram zostać tak długo, jak to będzie możliwe.
- Harry, budź się.
Nadal nie ruszam się i po prostu leżę tam, robiąc sztuczne dźwięki chrapania.
- Styles, wiem, że udajesz, wstawaj. – Tori bierze moją kołdrę i zrzuca ją ze mnie.
- D-dobry, Tori. – otwieram oczy i mówię z lekką chrypką w głosie.
- Wstawaj.
- Nie. – jęczę.
- Nie każ mi obudzić w sobie łaskotkowego potwora. – mówi. Szybko odwracam do niej głowę.
- Okej, wstaję.
Śmieje się, a ja wstaję z łóżka. Tori wstrzymuje powietrze i odwraca wzrok, zakrywając sobie oczy.
-  Woooow, wowowowowowowowow, załóż coś za siebie! Świetnie. Po prostu świetnie. Teraz musimy spalić naszą najlepszą narzutę.
Odwracam się do niej i uśmiecham.
- Nie zauważyłaś tego, kiedy zdjęłaś ze mnie kołdrę...
- Myślałam, że byłeś po prostu bez koszulki! Nie całkiem nago! – mówi, zmuszając się, aby nie spojrzeć w dół. Chichoczę. – Po prostu ubierz się i zejdź na dół. – mówi szybko i wybiega z pokoju, zostawiając mnie stojącego nago.
Podchodzę do mojej walizki, wciąż się nie rozpakowałem, i wybieram ciuchy, które mogę włożyć i zakładam je. Wychodzę z pokoju i wchodzę do łazienki. Macham głową, poprawiając włosy i myję zęby.


Pryskam się wodą kolońską, którą kupiłem i dezodorantem. Co? Facet musi dobrze pachnieć. Kończę i udaję się na dół.
Widzę Tori siedzącą i jedzącą pancakes’y, gryzie i śmieje się z czegoś – powiedziała „Spongebob”. To trochę dziwne, bo on jest gąbką i ma na imię Spongebob. To dziwne i ironiczne.
Podchodzę do niej i siadam obok. Patrzy i podsuwa mi talerz pod brodę.
- Jedz. Zrobiłam je dla ciebie, bo to twój pierwszy dzień.
Patrzę na danie i widzę pancake z bitą śmietaną, jako oczy i buzia, a syrop, jako włosy. Jest też dwoje oczu z jajek sadzonych, a na to „uśmiechnięty” bekon. Śmieję się i biorę talerz.
- Jesteś bardzo kreatywna, wiesz?
- Dziękuję bardzo! Naprawdę ciężko się starałam! – drwi.
Mrużę oczy i biorę kęsa. Nie jest takie złe... jest pyszne. Obserwuje moją minę, kiedy jem. Powoli zaczyna pokazywać jej uśmiech.
- Niesamowite, co?
Potrząsam głową w górę i w dół, a ona się uśmiecha.
W końcu kończymy nasze śniadanie i odkładamy talerze. Idzie na górę, żeby „zrobić sobie włosy i inne rzeczy”. Siadam na kanapie i oglądam resztę odcinka. Właściwie to nawet zabawne.
Po godzinie (albo naprawdę 30 minutach), Tori schodzi po schodach cała gotowa. Badam, co ma na sobie i widzę, że jej strój całkowicie się zmienił. Ma na sobie jasno-niebieską bluzkę, czarne shorty i czarne sandały. Pokręciła lekko włosy oraz pomalowała się błyszczykiem i mascarą.


Odchrząka, zauważając, że się na nią gapię.
- Podoba ci się widok?
Czuję, że się czerwienię i odwracam od niej wzrok.
- O co chodzi z tymi całymi włosami i makijażem? Starasz się komuś zaimponować? Co się stało z twoimi innymi ciuchami?
Patrzy w dal. Wygląda, jakby starała się coś wymyślić.
- Um, nie. To jest po prostu coś, co dziewczyny robią.
Daję nieprzekonywujący uśmiech. Ona ucieka wzrokiem i zmienia temat.
- Powinniśmy już pójść.
Szybko pisze liścik swojej mamie, która jeszcze śpi. Biorę swoją torbę, a ona swoją i wychodzimy.
- Musimy tam iść? – pytam, starając się szukać szkoły przed sobą, ale nic nie widzę. Może dostaniemy się tam autobusem? Albo autostopem?
- Taak, to niedaleko stąd. – odpowiada, patrząc przed siebie.
Rozglądam się, szukając jakichś dzieciaków, które chodzą do szkoły. Widzę kilka dziewczyn, ale one wyglądają jak pierwszaki. Przechodzimy obok nich, a one patrzą na mnie, jakbym był szalony. Albo jakbym miał coś na twarzy. Słyszę, jak trochę piszczą i zaczynają szeptać między sobą.
Zwariuję. Nie lubię ludzi, którzy piszczą. To takie wkurzające. Tori zauważa to i zaczyna się śmiać. Patrzę na nią i podnoszę jedną brew do góry.
- Myślą, że jesteś gorący, taa. – tłumaczy i marszczy brwi. – Spójrz Haroldzie, nie wiem co panie w Wielkiej Brytanii myślą, ale tutaj będzie się to zdarzało prawdopodobnie bardzo często. Szczerze, jesteś całkiem gorący.
Patrzę na nią w szoku. Jestem całkiem gorący? 
Uśmiecham się.
- Myślisz, że jestem gorący? – patrzę na jej twarz, a ona robi się czerwona.
- Um, nie.
- Jesteś okropnym kłamcą, Victoria. – mówię. Popycha mnie i patrzy w dół.
- Przestaaań.
Mój uśmiech blednie kiedy podnoszę wzrok i widzę, że jesteśmy już pod szkołą. Wow, to było szybkie. Otwieramy ogromne drzwi i widzimy ludzi zalewających korytarz.
- Jest okej, po prostu staraj się zachowywać normalnie. – Tori zapewnia mnie.
- Wydaje mi się, że mamy razem dwie lekcję, więc niedługo cię zobaczę. – odpowiadam.
- Pa Styles. – kiwa głową.
- Pa. – widzę jak odchodzi i gdzieś znika. Toruję sobie drogę przez tych wszystkich ludzi. Dziewczyny obdarowują mnie dziwnymi spojrzeniami, co robią też niektórzy kolesie.
Jakaś dziewczyna podchodzi i daje mi karteczkę. Mruga do mnie, po czym odchodzi. Otwieram karteczkę i widzę, że coś jest na niej napisane.

Cześć xxo

Zadzwoń do mnie: 555-5432 (;

Odczuwam wewnątrz lekką dumę. Ona nie była taka zła, szczerze mówiąc.
Idę dalej przez korytarz, zauważając, że to jest obszar ostatnich klas. Wciąż mam tych samych gapiów i dziwne spojrzenia od ludzi.
- Hej ty! Gorący jesteś! – przypadkowa dziewczyna krzyczy do mnie.
- Słodki. – krzyczą inne dziewczyny.
- Podobają mi się twoje włosy.
- Masz dołeczki!
- Jesteś taki seksowny!!
Uśmiecham się w środku i idę dalej, udając, że nie słyszę tych komentarzy. Jakiś chłopak podchodzi do mnie i podaje mi rękę.
- Nazywam się Louis Tomlinson. – zauważam, że ma akcent, jak dobrze.
Uśmiecham się i oddaję uścisk.
- Jestem Harry Styles.
- Świetnie. Co masz pierwsze?
- Matmę. To znaczy, matematykę.
- Jesteś Brytyjczykiem. Tak myślałem, kiedy pierwszy raz się odezwałeś. Ja też jestem. – śmieje się.
Oddycham z ulgą.
- Nie jesteśmy jedyni. Jest nas więcej. – mówi mi.
Więcej ludzi z akcentem? Świetnie!
- Swoją drogą, też mam matmę. – kiwam głową i razem idziemy do klasy. Pchamy drzwi i wchodzimy do środka. Prowadzi mnie do grupy na tyłach. Siedzą tam trzy dziewczyny i dwóch chłopaków. – Ludzie, to jest Harry. – Louis przedstawia mnie.
- Jestem Perrie. – mówi dziewczyna z blond włosami.
- Jestem Eleanor. – mówi inna dziewczyna.
- Jestem Danielle. – odzywa się ostatnia.
- Ja jestem Liam, a to Zayn. – zauważam, że oni wszyscy mają akcent. To prawdopodobnie ich Louis miał na myśli. Kiwam głową.
- Miło mi was wszystkich poznać. – uśmiechają się i rozmawiają dalej. Louis mówi mi, abym usiadł obok niego, więc  robię to i przysłuchuję ich rozmowie. Myślę, że nie jest tak źle, jak myślałem. Po prostu być sobą.

____________________________________________________________

Notka od autorki: Wiem! Danielle i Liam zerwali, ale ona nadal jest w grupie przyjaciół. Mam nadzieję, że spodoba wam się rozdział!

Aaaaaa!! <3 Nie wiem jak wy, ale już na początku rozdziału zaczęłam mieść duszności, kiedy wyobraziłam sobie sytuację, w której Harry stoi przede mną niczym święty Turecki. :D zgon na miejscu normalnie. jak sądzicie, dlaczego Tori tak się wystroiła? Z powodu szkoły? :>


PS. Co myślicie o dodawaniu obrazków do rozdziału, jak np. tutaj Harry myjący zęby czy ubiór Tori? Zostawić, czy lepiej jest bez? Komentujcie! :)

Zapraszam również tu: STALKED



wtorek, 27 maja 2014

CHAPTER 2. "SHOW ME AROUND"


Słyszę, jak ktoś otwiera drzwi do mojego pokoju. Nie otwieram oczu w obawie przed złodziejem. Leżę, udając, że nadal śpię. Ktoś skacze na mnie, a ja otwieram szeroko oczy i zaczynam okładać tego kogoś pięściami.
- ODEJDŹ ODE MNIE! – krzyczę, waląc tą osobę z powrotem.
- Przestań Tori, to ja. – słyszę jego śmiech. Przestaję, więc może pokazać kim jest. Harry patrzy i buja się.
- Cóż, tobie również dzień dobry. Następnym razem wolałabym śniadanie do łóżka albo chociaż zwykłe „cześć”, a nie WSKAKIWANIE NA MNIE! – parskam.
- Przepraszam kochanie. – śmieje się i wstaje ze mnie.
- Kochanie? – marszczę brwi.
- Tak mówimy w Anglii, przepraszam.
Kiwam głową i patrzę na niego, kiedy ten patrzy za siebie. Nagle uświadamiam sobie, że moje włosy to prawdopodobnie jeden wielki bałagan.
- Nie patrz na moje włosy. – podnoszę dłonie i kładę je na włosach. Ten uśmiecha się i wychodzi z mojego pokoju.
Idę do łazienki i czeszę się. Myję zęby, chcąc uniknąć porannego oddechu. To po prostu nieatrakcyjne.

Idę korytarzem i docieram do kuchni. Harry zrobił mi miskę Corn Flakes i siedzi na kanapie, oglądając telewizję. Siadam obok niego i oboje jemy nasze śniadanie.

***

Harry i ja skończyliśmy nasze płatki i siedzimy oglądając telewizję, albo „tivi” jakby to powiedział Harry.
- Chciałbyś dzisiaj rozejrzeć się po Californii? – pytam go.
- Jasne. – przerzuca włosami.
- Wiesz, że mógłbyś doprowadzić dziewczyny do szaleństwa tymi lokami.
- Robię to. – uśmiecha się.
- Poczekaj aż pójdziesz do szkoły w poniedziałek, staniesz się natychmiast popularny. – śmieję się szturchając go z ramię. On też mnie szturcha, a ja biorę kluczyki mojego samochodu, wyłączając telewizor. - Idziemy? – mówię, idąc do drzwi z nim podążającym za mną. Doprowadzam go do samochodu i otwieram przed nim drzwi.
- Większość dziewczyn, z którymi chodzę na randki, nie otwieraja dla mnie drzwi samochodu! – mówi kpiącym dziewczyńskim głosem.
- Wiesz, że to uwielbiasz. – robię głupkowatą minę. Przechodzę na drugą stronę i wskakuję do samochodu. Wsadzam kluczyki i zaczynam jechać.
Harry włącza radio i patrzy przez okno.
- Gdzie chciałbyś pojechać? – pytam go.
- Umm, może pojedziemy do Hollywood? – odpowiada.
- Jasne.
Jedziemy w ciszy, jedynie słuchać śpiewającego Justina Biebera w tle.
- As long as you love, love, love, love, love me, love me. – śpiewam cicho. Harry odwraca głowę i patrzy na mnie. Czerwienię się i staram na niego nie patrzeć.
- Dlaczego przestałaś? – pyta mnie.
- Nie lubię jak ludzie patrzą na mnie, kiedy śpiewam. – patrzę na niego.
- Zaśpiewam z tobą.
 - Ty śpiewasz? – śmieję się.
- Ta, dlaczego nie?
- Ta, okey, więc śpiewaj.
- We could me starving, we could homeless, we could be broke. As long as you love me I’ll be your platinum, I’ll be your silver, I’ll be your gold. As long as you love, love, love, love, love me (love me). – patrzę na niego w zszokowana.
- Jesteś naprawdę dobry. – stwierdzam.
- Dzięki…
Patrzę na zewnątrz. Kocham Californię, jest piękna, a chłodne powietrze jest niesamowite. To samo sądzą wszyscy sławni ludzie. To fantastyczne. Myślę, że jedyną słabą srtoną są trzęsienia ziemi.
- Więc, byłeś już kiedyś w Ameryce? – pytam Harry’ego.
- Nie, to jest mój pierwszy raz.
Kiwam głową. Ja nigdy nie byłam poza krajem. Jak już to tylko podróżowałam trochę po stanach. Zawsze chciałam pojechać do Paryża albo Londynu, może nawet do Włoch. Ale spójrzmy prawdzie w oczy, ledwo uzbierałam pieniądze, żeby zapłacić za swój telefon. Nie mówiąc już o samochodzie. Och, co ja bym zrobiła bez mojej mamy?
- Wow. – mówię.
- Taa.
- To tutaj. Hollywood. – patrzę na wzgórze, ukazujące się w oddali. Spoglądam na Harry’ego, który patrzy na znak „Hollywood”.
Kiedy pierwszy raz to zobaczyłam, miałam siedem albo osiem lat. Mam też zdjęcie. Mój tata zabrał mnie tam...
Patrzę przez okno po lewej stronie. Wspomnienia wracają, kiedy odwiedzałam to miejsce codziennie po szkole. Brałam lody z moim tatą i spędzaliśmy miło czas.

~~~~~~~~~~~~

- Tatusiu, chcę czekoladowe z posypką. – mówię, wskazując palcem na moje ulubione.
- Oczywiście, kochanie. – płaci pani naprzeciwko, a ja biorę moje lody i biegnę zajmując miejsce przy oknie, patrząc na znak.
Patrzę na niego, podziwiając go. Ludzie chodzą po ulicy, idą do sklepów i stoisk. Widzę panią z małym szczeniaczkiem. To takie słodkie.
- Tatu- - mówię, starając się zwrócić uwagę mojego taty, ale jego tam nie ma.  Rozglądam się wokół i widzę go flirtującego z kasjerką. Widzę jak dotyka jej biodra i pochylają się ku sobie. Odwracam wzrok i patrzę w inną stronę.

~~~~~~~~~~~~~

Nigdy nie pomyślałam, że codzienna rozmowa z tą panią mogła znaczyć cokolwiek, dopóki nie skończyłam 15 lat. Wtedy zaczęłam uświadamiać sobie, że zdradza moją mamę z nią. Powiedziałam o tym mamie, a ona od razu chciała się rozwieźć. On odszedł i przeprowadził się do tamtej kobiety i od tamtego czasu go nie widziałam.
Wszystko jest jednak lepsze bez niego. Bez dramatów. Bez płaczu. Moja mama nadal za nim tęskni, wiem o tym. Po prostu chcę, aby znalazła kogoś, kto ponownie wypełni jej złamane serce.
Parkuję samochód, znajdujemy się przy lodziarni. Nawet nie zdałam sobie sprawy, że tutaj przyjechałam.
- Och, lody. – mówi Harry, wysiadając z samochodu.
- Taa, lody, yay.
Wysiadam z samochodu, a Harry otwiera przede mną drzwi. Uśmiecham się i wchodzę do środka.
Otacza mnie znajomy zapach i biorę wdech. Podchodzę do stoiska z lodami. Widzę moje ulubione, czekoladowe. Harry podchodzi i staje za mną.
- Lubię czekoladowo-waniliowe. – mówi.
- Ja lubię czekoladowe.
- Dobry gust, podoba mi się. - śmieję się, mierzwiąc jego włosy.
- Hej! Nie dotykaj moich loków, one są bezcenne!
Dotykam znowu jego „bajecznych” loków i wystawiam mu język. 
- Mogę robić to, co chcę.
Ten krzyczy i poprawia swoje włosy. 
- Och, czyżby? – mówi, krążąc wokół mnie.
- Tak. – mówię z przekonaniem.
- Masz łaskotki Tori? – zatrzymuje się i patrzy na mnie.
- N-nie. – czerwienię się.
- Sprawdzimy to. - uśmiecha się szeroko, podnosi ręce w górę i kręci nimi. Rzuca ramiona w przód i zaczyna mnie łaskotać.
- H-hary, p-przestań! – mówię w ataku śmiechu.
- Eghem. – słyszę jak ktoś odchrząka i Harry przestaje. Patrzę i widzę kogoś stojącego na ladą. Mój uśmiech zmienia się w grymas.
- Wciąż tu pracujesz?
Mruga szybko i patrzy na mnie.
- O mój boże, Victoria! Jak dobrze cię widzieć!
- Cześć. – patrzę na nią bez wyrazu. Co ona tu robi?
- Co chcesz dzisiaj? Zakładam, że to, co zwykle? – mówi, grając, jakbyśmy były najlepszymi przyjaciółkami.
- Taa, a on chce czekoladowo-waniliowe z posypką.
- Okej! Będą dla was za sekundę! – odchodzi do pokoju pracowników.
Nie mogę uwierzyć, że ona nadal tu pracuje. Zachowuje się tak, jakby wcześniej nic się nie stało. To chore. Ona jest chora. Zastanawiam się, czy mój tata rzucił ją dla innej dziewczyny. Pewnie to zrobił. Nie byłabym zdziwiona.
- Znasz ją? – pyta za mną Harry.
- Nie. Cóż, tak, ale chciałabym jej nie znać. – mówię, patrząc w podłogę.
- Och, więc, hej, przynajmniej będziemy mieć darmowe lody! – podnosi kciuki w górę, a ja się śmieję.
- Tak, prawdopodobnie. – znowu zaczynam się denerwować, kiedy widzę ją idącą z naszymi lodami.
- Proszę bardzo! I nie martw się, to na koszt firmy. – Harry trąca mnie i patrzę na niego z uśmiechem. – Więc, jak się ma twoja mama?
Odwracam się do niej ze wściekłym spojrzeniem.
- Dobrze. Na prawdę dobrze. Och, a jak się ma mój tata? Zostawił cię już dla innej dziewczyny, co? Cóż, nie jestem zdziwiona! Wszystko, co robi to ZDRADZA i ZOSTAWIA. Cóż, dla mnie to zupełnie OK,  z tobą i moim ojcem, bo JA MAM TO WSZYSTKO GDZI-.
-  -Myślę, że powinniśmy już pójść. – Harry bierze mnie za rękę i prowadzi na zewnątrz. – Co to wszystko było?
- Wolałabym o tym nie rozmawiać. – Nie mogę uwierzyć. Myślała, że wszystko jest w porządku.
- Rozumiem. – Ja i Harry wsiadamy do samochodu i zaczynamy jeść lody.
- Więc, opowiedz mi coś o sobie Styles.
- Styles? – patrzy na mnie i unosi brwi do góry.
- Taa, bo Harry Styles. To twoje nazwisko, prawda?
Kiwa głową.
- Cóż, mam 17 lat. Nazywam się Harry Edward Styles. Mam siostrę, ma na imię Gemma. Uch, moja mamcia-
- Mamcia. Masz na myśli mamę?
- Tak, mamcia.
- Mama.
- Mamcia.
- Mama.
- Mamcia.
- Nie, mama.
- Mamcia?
- M A M A. Mama.
- M-a-m-cia. *
- Poddaję się. Po prostu mów dalej.
- Moja mamcia ma na imię Anne. Rozwiodła się z tatą, kiedy byłem młodszy, więc mam ojczyma. Myślę, że całkiem nieźle śpiewam. Kiedyś byłem w zespole, nazywał się White Eskimo. Lubię koty i słodką kukurydzę. Twoja kolej. – skończył i wziął dużego liza swojego loda.
Jak powinnam zacząć?
- Okey, więc nazywam się Vistoria Kyle Green. Jestem jedynaczką. Uch, mój tata zostawił moją mamę trzy lata temu. Chciałabym być prawnikiem albo coś takiego, kiedy będę dorosła. Lubię ziemniaki i czekoladę.
- Wiem jak się czujesz z tą rodzinną sprawą. To jest do bani. – uśmiecha się.
- Taak, to jest do bami. – patrzę przez okno.
- Cóź, tak. Chodźmy rozejrzeć się jeszcze trochę, co? – patrzę na niego i zgadzam się.
- Jasne, chodźmy.

Harry P.O.V.

Tori zabiera gdzieś mnie. Powiedziałem, aby zrobiła mi niespodziankę, więc nie mam pojęcia, dokąd zmierzamy. Jedziemy już jakiś czas, a w samochodzie panuje cisza.
Tori patrzy na przednią szybę i jest bardzo skoncentrowana na jeździe. Powstrzymuję śmiech i patrzę przez okno po swojej stronie.
California jest zupełnie inna od Anglii. Tam jest więcej ludzi. To na pewno. Podoba mi bardziej tam, niż tutaj, szczerze mówiąc. Po prostu bez porównania.
Parkuje i wysiada z samochodu. Robię to samo i idę za nią.
- Gdzie idziemy?
- Zobaczysz. – idziemy chodnikiem i widzę tłum ludzi zgromadzonych wokół jakiegoś miejsca naprzeciw nam. Doganiam Tori i staję obok. Rozgląda się dookoła, patrząc na wszystkich.
Patrzę przed nas i widzę chodnik przybierający czarny kolor. Wiem, gdzie jesteśmy.
Aleja Gwiazd.
Uśmiecham się szeroko, a Tori zauważa to i zaczyna się śmiać.
- To niesamowite!
- Wiedziałam, że spodoba ci się. – zatrzymuje się kuca na ziemi.
„Elton John” napisane jest na gwieździe. Wzdycham. Idzie do innej gwiazdy „Michael Jackson”. Znowu wzdycham.
- Wow.
Chodzimy wokół i oglądamy inne gwiazdy sławnych osób.
- Ta, to moja ulubiona. – wskazuje na jedną, na której napisane jest „Żaba Kermit”. Śmieję się, a ona robi to samo.
W końcu kończymy oglądanie i wracamy do samochodu.
- Dzięki, naprawdę świetnie się bawiłem. – mówię i patrzę na jej uśmiech.
- Jestem dobra w robieniu niespodzianek, hm? – patrzy na mnie i robi śmieszną minę. Mrużę oczy.
- Nie ma się czym chwalić. – Tori śmieje się i razem wsiadamy do samochodu.
- Wracajmy do domu.

***

Naprawdę świetnie spędziłem dzień z Tori. Sądziłem, że nie spodoba jej się mój charakter, ale nie wydaje mi się, aby tak było. Ona jest tutaj moją jedyną przyjaciółką, a naprawdę potrzebuję kogoś takiego.
- No dobra, gapisz się na mnie już od kilku minut i widzę to kątem oka. – patrzy na mnie. – Jeśli myślisz, że jestem atrakcyjna, po prostu mi to powiedz. – mruga do mnie, a potem znowu patrzy na drogę i chichocze.
- To ty powinnaś mi to powiedzieć.
- Jesteś taki zabawny Styles. – parska.
- To słodkie, kiedy parskasz. – rumieni się i stara się to ukryć. Uśmiecham się.

***
Wjeżdżamy na podjazd, który, zakładam, znajduje się obok domu. Tori parkuje samochód.
- Jesteśmy w domu!
Miałem rację.
Wysiadamy z samochodu, a ona otwiera drzwi frontowe. Wchodzimy do środka, a dziewczyna podchodzi do kanapy i skacze na nią. Klepie miejsce obok niej.
- Chcę obejrzeć film.
- Wybiorę jakiś. – uśmiecham się.
- Nie.
- Tak.
- Ten. – wybieram „The Exorcist”. Nie jestem wielkim fanem strasznych filmów. Ale wiem, że dziewczyny ich nie znoszą. I lubią się przytulać...
- Nie, nie chcę tego oglądać. – krzyżuje ręce na piersi.
- Cóż, to wielka szkoda. Jeśli będziesz się bać, zawsze możesz użyć mnie jako ochrony.
- Jesteś taki zabawny! – wybucha śmiechem.
Wrzucam film do odtwarzacza i siadam obok niej. Ciemny pokój robi się jaśniejszy przez włączony film.
Straszne motywy muzyczne zaczynają grać, a Tori wskakuje w moje ramiona.
- To tylko muzyka. – mówię jej, śmiejąc się.
- Straszna muzyka.

***
Film trwa 40 minut czy jakoś tak i słyszę, jak ktoś chrapie. Patrzę obok i widzę Tori śpiącą na moim ramieniu.
Czuję, że zamykają mi się oczy.
Staram się mieć je otwarte, ale nie mam siły z tym walczyć.
Czuję, jak się zamykają, a ja zapadam z sen, ogrzewając się przy Tori.

________________________________________________________

No i proszę - mamy już pierwszą słodką scenę, a to dopiero drugi rozdział. :D

Fragment oznaczony gwiazdką nie do końca wiedziałam, jak przetłumaczyć, ponieważ Tori stara się nauczyć Harry'ego jak wymawiać "mom", bo ten mówił "mum". Wygląda to tak:

* "Well I'm 17 years old. My names Harry Edward Styles. I Have a sister named Gemma. Uhm my mum-
- A mum. Don;t you mean mom?"
- Yeah a mum.
- Mom.
- Mum.
- Mom.
- Mum.
- No, mom.
- Mum?
- M O M mom.
- M-m-um.
- I give up. Just continue."

taak, po angielsku jest zdecydowanie zabawniejsze. :D

I zapraszam na moje drugie tłumaczenie, gdzie mamy do czynienia z przerażającym Harry'm. :o





poniedziałek, 26 maja 2014

CHAPTER 1. „NICE TO MEET YOU”


Tori

- Może oni po prostu udają. – sugeruje moja przyjaciółka Ashleigh.
- Nie ma mowy. – mówi Selena, moja druga przyjaciółka.
- Sel, na pewno udają, nie martw się. – mówię, starając się ją pocieszyć.
Patrzymy na całujących się chłopaka i dziewczynę. Chłopak to były Seleny, Nick. Dziewczyna to nasza stara koleżanka, Megan. Byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, dopóki Sel nie zerwała z Nickiem po roku związku. Potem odkryłyśmy, że Megan spotyka się z Nickiem za naszymi plecami. Więc zostawiłyśmy tą dziwkę.
Ale teraz, robią wielkie widowisko. Chodzili na sztuczne randki od dwóch miesięcy. To dość oczywiste, że wszystko jest na pokaz.
- Nie ważne, skończyłam z nim. – Selena gapi się na nich patrząc w dal.
- Wreszcie. Myślałam, że będziesz się dąsać wieki! – przybijam piątkę z Ashleigh.
- Ał! - Selena klepie Ashleigh w ramię.
- Zasłużyłaś na to. – mówi mlaskając nad swoim taco.
Ash robi smutną minę i używa swojej serwetki jako chusteczki. Śmieję się z nich i gapię na moje spagetthi. Nienawidzę lunchu. Jest obrzydliwe i odrażające. Założę się, że po prostu mieszają ze sobą jakieś śmieci, gotują je, pieką, dodają aktualne jedzenie do tego, serwują, a potem rzucają prosto na nasze talerze.
To po prostu obrzydliwe. 
Słyszę dzwonek i ludzi, zbierających się do wyjścia.
- Pa Tori, widzimy się później! – Ashleigh i Selena mówią w tym samym momencie.
Mam tylko dwie lekcje z Seleną i trzy z Ashleigh. Wszystkie są rano. Więc przez resztę czasu zostaję sama z kilkoma ludźmi, których nie znam.
To naprawdę smutne widzieć jak każdy z kimś rozmawia, oprócz mnie.
Idę korytarzem i docieram na szóstą godzinę lekcyjną, którą jest historia. Nie jestem jej wielką fanką. Uczymy się po prostu o przeszłości.
Zawsze jestem skołowana, ponieważ mówią, aby nie patrzeć w przeszłość, tylko skupić się na przyszłości... Dziwne, prawda?
Zajmuję miejsce na końcu klasy w kącie. Wiem, jestem strasznie żałosna.
Ludzie też zaczynają schodzić się do klasy i zajmują pozostałe miejsca. Wszystkie „popularne” dzieciaki weszły i zaczęły żartować, jakby to było ich miejsce. Serio?
Nasz nauczyciel wszedł. Jest pulchny. Nie chcę być niemiła, ale jest, i jest po 60-tce. Pisze temat lekcji na tablicy. Druga wojna światowa.
Jęczę.
Przynajmniej już piątek.


*****


- Mamo, wróciłam! – ściągam mój ciężki plecak i szarpię się, mówiąc do butów, aby się zdjęły. Piszczę, kiedy w końcu udaje mi się je zdjąć. Ugh.
 Idę do mojego pokoju i biorę mój pam-, to znaczy dziennik, spod materaca.

Droga Ja,

Megan znowu to robi. Selena widziała ich liżących się po całej twarzy. To było paskudne. Prawie zwróciłam cały mój lunch. Założę się, że to, z czego był zrobiony smakuje lepiej.  Tak czy inaczej, naprawdę chcę poznać nowych znajomych, ponieważ bycie na każdej lekcji samej nie jest zabawne. Szczególnie, kiedy jesteś otoczona przez ludzi, którzy są klasyfikowani jako popularni. Och, proszę, pomóż przetrwać mi ten rok.

Odłożyłam mój dziennik z powrotem pod materac. Wiem jak głupio to brzmi mieć dzienniko-coś. Ale chciałam opisać każdy dzień z mojego ostatniego roku w liceum. Więc kiedy będę starsza, będę mogła przeczytać jeszcze raz o starych czasach i rzeczach.
Kładę się na łóżku i gapię na telefon. Nawet nie wiem, dlaczego go mam. Jedynymi osobami, do których piszę są Ashleigh, Selena i moja mama.
- Tori, obiad! – moja mama krzyczy z kuchni. Wstaję z łóżka i idę do kuchni.
- Hej!
- Hej, jak w szkole?
- Nudno.
- Och..
Biorę kurczaka na talerz i jem. Moja mama robi to samo i jemy w ciszy. Ona wstrzymuje powietrze, a ja patrzę na nią marszcząc brwi.
Wyciąga palec w górę, dając znać, abym poczekała. Czekam, a ona szybko gryzie swoje jedzenie i połyka wszystko.
- Prawie zapomniałam, muszę Ci coś powiedzieć. – zatrzymuje się, a ja daję znak, aby kontynuowała.
- Wiesz o studencie z wymiany, który przyjeżdża? Więc, przyjedzie szybciej, niż myślałam. Będzie tutaj dziś wieczorem, a nie za około tydzień.
- Co?! – krztuszę się kurczakiem i patrzę na mamę.
- Dowiedziałam się o tym do dziś rano, po tym, kiedy wyszłaś do szkoły.
- Och, okey. – pocieram swoją twarz.
- Proszę, nie bądź dla niego niemiła. Nasz ostatni student z wymiany bał się ciebie.   
- Ja tylko żartowałam. Nie musiała na to reagować. Strasznie przepraszam, że miałam infekcję na stopie i potrzebowałam kogoś do smarowania jej. – śmieję się.
- Nie rób tego znowu. – moja mama kręci głową.
- Nie mam już wysypki mamo. – podciągam swoje jeansy i pokazuję na moją nogę. – żadnej wysypki.
- Poważnie. – uśmiecha się.
- Wiem. – kiwam głową. Wstaję i wkładam talerz do zlewu. – Dzięki za obiad. – mówię idąc do salonu.
Włączam telewizor i widzę maraton „U Kardashianów”. Naciskam na to i zaczynam oglądać. Ten program nie jest taki zły jak mówią ludzie. Są jak każda inna rodzina, prócz tego, że są obrzydliwie bogaci i bez zarzutu. Niektórymi momentami to bardzo zabawne, kiedy kłócą się, ponieważ każdy z nich ma inne zdanie. Zastanawiam się, co by było, gdybym urodziła się jako Kardashian.

3 godziny później

Patrzę przez okno. Widzę kogoś wysiadającego z samochodu z kilkoma walizkami.
- Przyjechał, mamo! – krzyczę, oglądając go idącego do drzwi. Nie mogę zobaczyć jak wygląda, przez jego Beanie. Moja mama otwiera drzwi i wychodzi na zewnątrz, żeby mu pomóc. Widzę, jak się uśmiecha i pojawiające się dołeczki na jego policzkach.
Moja mama obejmuje jego bok i prowadzi do drzwi, otwierając je dla niego.
- Może być lekki bałagan, ale nie jest tak źle. – moja mama mówi mu. On patrzy się na mnie, a ja na niego.
- Cześć, jestem Harry Styles.
- Cześć, jestem Victoria, ale możesz mówić Tori.
Kiwa głową i patrzy wokół domu. Czuję się niezręcznie stojąc tak i nic nie robiąc. Zaczynam odchodzić i słyszę, jak moja mama mówi do niego. Wracam do salonu i wznawiam oglądanie Kardashianów.
Więc, to było dziwne.
Siedzę i oglądałam dalej, kiedy słyszę mamę wołającą moje imię. Wyłączam telewizor i robię smutną minę.
Podchodzę do mojej mamy, a ona i Harry śmieją się. Mama patrzy na mnie.
- Możesz oprowadzić Harry’ego po domu?
Nie, nie chcę tego robić.
- Jasne. – odpowiadam ze sztucznym uśmiechem. On powoli wstaje. - Chodź. – mówię mu, pokazując, aby szedł ze mną. Robi to i idziemy po schodach. I zaczynamy naszą wycieczkę.
- Um, to jest biuro. Ja nigdy tu nie bywam, raczej moja mama. – Harry kiwa i wkłada ręce do kieszeni. Idę trochę dalej. – To jest pokój mojej mamy.
– To jest łazienka. - Wskazuję na kolejne drzwi. Idę do ostatnich drzwi w małym korytarzu. – A to jest nasza garderoba. – On kiwa. Zatrzymuję się i patrzę na niego.
- Gdzie mój pokój? - pyta mnie. Schodzę na dół i słyszę, jak idzie za mną. Idziemy korytarzem z trzema parami drzwiami na końcu. Wskazuję na pierwsze drzwi.
- To jest twój pokój. Zaraz obok jest łazienka, a potem mój pokój... Nie wchodź tam. – Uśmiecha się i kiwa głową. Też się uśmiecham. Wchodzi do swojego pokoju i siada na łóżku. Patrzy na mnie i klepie miejsce obok siebie. Jestem zdziwiona jego zachowaniem, ale siadam obok.
- Wiem, że to trochę trudne mieszkać z ludźmi, których nie znasz i te sprawy. Więc postaraj się czuć tak bardzo jak w domu jak tylko możesz. – mówię, patrząc w jego błyszczące, zielone oczy.
- Taa, już tęsknię za domem. – kiwam głową i siadam ze skrzyżowanymi nogami.
- Wiem jak się czujesz.
- Byłaś kiedyś w Anglii?
- Chciałabym.
- Tam jest pięknie.
- Założę się, że tak. – uśmiecham się.
- Cóż, powinienem zacząć szykować się spać. – patrzy na mnie od góry do dołu.
- Jeśli będziesz mieć potrzebował, będę zaraz na korytarzu. – wstaję i wychodzę z pokoju. Wchodzę do swojego pokoju i zamykam drzwi.
Biorę wdech.
Więc, to było prostsze niż myślałam.

A Harry jest dosyć słodki.

_________________________________________________

A więc rozdział 1!! Mam nadzieję, że się spodoba. :) Proszę o pozostawienie jakiegokolwiek komentarza po przeczytaniu. Postaram się dodać rozdział 2 tak szybko, jak to będzie możliwe.

Dodatkowo chciałabym was serdecznie zaprosić na moje drugie tłumaczenie Fanfiction:



The Exchange Student (Harry Styles FanFiction)

VICTORIA  P.O.V.

Zatrzaskuję drzwi, gdy wchodzę do domu.
- Mamo, wróciłam! – krzyczę i rzucam moją torbę na podłogę. Zdejmuję buty i  poruszam palcami, dając im odetchnąć. Wchodzę do swojej sypialni i zamykam drzwi.
Chwytam swój „dziennik” spod materaca i skaczę na łóżko. Nie, to nie jest pamiętnik, to dziennik. Nienawidzę, kiedy ludzie nazywają go pamiętnikiem.

Droga Ja,

To dopiero mój pierwszy tydzień w szkole, a ja już jej nienawidzę. Ostatnia klasa nie jest taka, jak sobie wyobrażałam. Te wszystkie tandetne filmy, które się ogląda to całkowite pieprzenie. To po prostu kolejny rok z życia Victorii Green. Chciałabym, aby ten rok różnił się od innych. Żeby wydarzyło się coś dobrego, ponieważ co rok jest to samo. Chcę, żeby wydarzyło się coś takiego, jak w filmach. Wiem, że to może brzmieć naprawdę głupio, ale chcę, aby ten ostatni rok był wyjątkowy.

Przygryzam koniec długopisu, zamykam mój „dziennik” i wkładam z powrotem pod łóżko. Kładę głowę na poduszce i zamykam oczy.     
- Tori! – natychmiast otwieram oczy i jęczę. Nie mogę mieć nawet kilku minut spokoju.
- Co?! – krzyczę. Czekam chwilę, ale nie słyszę odpowiedzi. Boże, nienawidzę, kiedy to robi. Postanawiam po prostu siedzieć i nie ruszać się, dopóki mi nie odpowie. Zamykam oczy jeszcze raz.
- Tori, chodź tutaj!  - Zwlekam się z łóżka i czołgam się do kuchni.
- Może następnym razem mogłabyś mi powiedzieć, co chcesz.
- Tori, musimy porozmawiać. – podnoszę wzrok i widzę moją mamę, patrzącą się na mnie, wyginając ręce.  
- Taa, co tam? – podchodzę do szafki, biorę szklankę i nalewam sobie wody.
- Więc... Ja... uch, będziemymiałystudentazwymiany. – mówi tak szybko, że nie rozumiem, co powiedziała.
- Wow, zwolnij. – mówię i biorę łyk wody.
- Zgodziłam się, aby uczeń z wymiany zamieszkał tutaj z nami.
- Ty co?! – zakrztusiłam się i prawie wyplułam wodę z buzi.
- Powiedziałam, że...
- Nie, słyszałam Cię. – Wolną ręką przebiegłam po włosach. – Dlaczego nie zapytałaś mnie o zdanie?
- Wiedziałam, że nie pozwoliłabyś mi.
- Jak zamierzasz zaopiekować się, do cholery, dwójką ludzi, skoro mówisz, że to niemożliwe, aby opiekować się tylko mną!
- Wiesz, że jest mi dużo ciężej, od kiedy tata nas zostawił...  - wywracam oczami.
- Proszę, nie mów o nim przy mnie. – Mój tata zostawił nas trzy lata temu. Nie wiem dlaczego, ale zdradził moją mamę z inną kobietą. Jego strata, mama dobrze wygląda . Nawet nie wiem, co ona w nim widziała.
- Przepraszam.
Kręcę głową. Nie dogaduję się z ludźmi za dobrze. Dziwię się, że w ogóle mam kilku przyjaciół. Nie jestem jednym z tych ludzi, którzy lubią przyciągać uwagę i są gadatliwi. Właściwie to jestem nieśmiała. Tak samo pewnie będzie z tą osobą z wymiany.
- Więc kiedy ona tutaj będzie? – kładę rękę na biodrze i patrzę na mamę.
- To on i będzie tutaj za dwa dni.
- Skąd jest?
- Z Anglii i nazywa się Harry Styles, tak myślę. – Harry Styles z Anglii, hmm.
- Brytyjczyk przyjeżdża! – śmieję się. Moja mama śmieje się na mój żart. – Ma jakoś 11, 12, 13...
- Jest kilka miesięcy starszy od ciebie, więc będzie na poziomie twojej klasy. Nie próbuj rządzić nim za dużo.
Nie chcę, żeby jakiś chudy dzieciak z wymiany tu mieszkał. Myślą, że mogą tu rządzić tylko dlatego, że są starsi. I powiem ci, że jeśli będą coś zaczynać to moje pięści są już gotowe.
- Jeśli będzie chciał tu rządzić, powiem mu, żeby...
- Victoria. - zrobiłam krok do tyłu w geście poddania.
- Dobra, dobra. Będę w moim pokoju. Nie przeszkadzaj mi już. – słyszę śmiech mojej mamy. Wchodzę do mojego pokoju, zamykam drzwi jeszcze raz i kładę się na brzuchu na łóżku. Zastanawiam się, jak ten chłopak, Harry wygląda.
Może rudy.
Albo blondyn.
Albo brunet.
Może być frajerem.
Totalnym kutasem.
Emo/goth-świrem.
Westchnęłam w poduszkę. Naprawdę nie chcę, żeby tu przyjechał. Lubię, kiedy jestem  tylko ja i moja mama. Nie chcę, żeby ktoś to niszczył.

To powinno być interesujące.

______________________________________________________
Witam! 
Założyłam tego bloga, aby udostępniać Wam tłumaczenie fanfiction w języku polskim. Mam nadzieję, że w miarę szybko ogarnę się z udostępnianiem wszystkich rozdziałów (jestem już po maturach, co daje mi dużo wolnego czasu na tłumaczenie). Byłabym bardzo wdzięczna za zostawienie komentarza pod przeczytanym postem. Jedyne co mi pozostaje do powiedzenia to 
MIŁEGO CZYTANIA! :)